Jerzy Stuhr, jeden z najbardziej cenionych aktorów w Polsce, świętuje ogromny sukces swojej trasy po Stanach Zjednoczonych z programem satyrycznym. Zaledwie kilka dni temu, na swoim profilu w mediach społecznościowych, podzielił się zdjęciem z ostatniego występu, który odbył się w... kościele! Tłumy zgromadziły się, aby obejrzeć to niezwykłe wydarzenie.

Urodzony w 1947 roku, Jerzy Stuhr zadebiutował w 1988 roku w "Dekalogu X" Krzysztofa Kieślowskiego, a widzowie znają go z takich produkcji jak "Chłopaki nie płaczą", "Poranek kojota", czy "Planeta singli". Ostatnio przyciągnął uwagę w finałowym sezonie serialu "Szadź" na platformie MAX. Mimo że jego rola w tym dramacie jest szalenie emocjonalna, polscy widzowie uwielbiają go również za komediowy talent.

Artysta postanowił powrócić do swoich estradowych korzeni, organizując trasę z występami na żywo. Program "Mam wszystko w stand-upie" to satyryczne podejście do polskiej rzeczywistości oraz krytyka rządów. W jednym z wywiadów żartował: - W noc wyborczą poszło mi do kosza 78 proc. materiału. Bo nie dość, że wygrali wybory, to jeszcze przegrali - nawiązując do ostatnich wyborów, w których partia rządząca Ponad 40% głosów utraciła.

Jerzy Stuhr, choć unika odpowiedzi na pytanie: "z czego śmieją się Polacy?", z pewnością zna klucz do sukcesu, który osiągnął podczas swojej amerykańskiej trasy. Ostatni występ miał miejsce w kościele, co dla niego było nowym doświadczeniem. - Kończymy dzisiaj naszą amerykańską trasę. Toronto, Chicago, Plainville, New Jersey oraz Nowy Jork zdobyte. Grałem w życiu w różnych miejscach, ale w kościele? Po raz pierwszy! God bless you all! - napisał w poście obok zdjęć z pełną salą oraz triumfalnym gestem podniesionej ręki.

Owocna trasa Stuhra w Stanach Zjednoczonych bez wątpienia przyczyni się do jego jeszcze większej popularności zarówno w Polsce, jak i za granicą. W przyszłości możemy spodziewać się kolejnych projektów oraz być może dalszych występów w nietypowych lokalizacjach!