Podczas intensyfikacji konfliktu między Rosją a Ukrainą, prezydent Wołodymyr Zełenski zaapelował o wsparcie do Stanów Zjednoczonych po tym, jak Rosja dokonała serii ataków na infrastrukturę energetyczną Ukrainy. Ataki te objęły obwody charkowski, odeski, sumski, dniepropetrowski, mikołajowski, połtawski oraz zaporoski, powodując poważne zniszczenia.

Zełenski podkreślił, że rosyjska artyleria zdewastowała infrastrukturę energetyczną, co stanowi naruszenie ostatnich porozumień, które miały na celu deeskalację konfliktu. "Uważam, że USA powinny zareagować konkretnymi działaniami" – wyznał prezydent.

Do tego wybuchu napięcia doszło w kontekście rosnącej liczby oskarżeń między Moskwą a Kijowem. Rosja zarzuciła Ukrainie stosowanie dronów do ataku na obiekty energetyczne w kurskim i briańskim, jak również na Krymie, jednak Kijów stanowczo zaprzeczył tym oskarżeniom.

Dodatkowo w piątek rano, według doniesień rosyjskich mediów, miało dojść do ataku rakietowego na stację gazową Sudża, co mogło spowodować pożar. Rosyjskie źródła twierdziły również, że zestrzelono kilka bezzałogowych samolotów szturmowych, które miały atakować rafinerię w Saratowie. Takie incydenty dodatkowo zaostrzyły kryzys.

W międzyczasie, podczas rozmów z delegacjami Ukrainy i Rosji, które miały miejsce między 23 a 25 marca w Arabii Saudyjskiej, ogłoszono, że obie strony zgodziły się na całkowity zakaz wzajemnych ataków na infrastrukturę energetyczną. Czy te uzgodnienia przetrwają w obliczu nowej fali agresji? Świat z niepokojem obserwuje rozwój sytuacji, a dalsze reakcje USA mogą mieć kluczowe znaczenie dla przyszłości regionu.