Kraj

Wstrząsające wydarzenia w Namysłowie. "Kazał jej skrępować dzieci"

2024-11-25

Autor: Ewa

Do tragicznych wydarzeń doszło w niedzielny wieczór w Namysłowie, podczas spotkania rodzinnego, gdzie obecnych było sześć osób. W pewnym momencie 32-letni Michał K. wyciągnął broń i rozpoczął strzelaninę, zabijając swoich rodziców oraz brata. Jego żona i dzieci, w wieku 5 i 7 lat, zostały uwięzione w innej części domu.

Kobieta, korzystając z okazji, zdołała uciec i wezwać policję. Na miejsce przybyły jednostki antyterrorystyczne z Opola i Wrocławia oraz Centralnego Pododdziału Policji "BOA". Podczas prób negocjacji, Michał K. ignorował apele funkcjonariuszy. Ostatecznie, po kilku godzinach, gdy podjęto decyzję o wprowadzeniu sił policyjnych do mieszkania, mężczyzna odebrał sobie życie.

Dzieci, które były w agonii przez długie godziny, były pod opieką matki i nie odniosły obrażeń, co jest niewątpliwie pocieszającą informacją w tej tragicznej sytuacji.

Jak ustalono, Michał K. posiadał legalne pozwolenie na broń, jednak nie był funkcjonariuszem służb mundurowych. Prokurator Stanisław Bar poinformował, że w jego domu znaleziono dwa rodzaje broni. Wciąż nie jest jasne, z którego z nich zaczęto strzelać.

Motywem zbrodni mogła być rodzinna sprzeczka, która miała miejsce w trakcie spotkania. Nieoficjalne źródła donoszą, że Michał K. był w amoku, a jego psychiczne zdrowie nie budziło wcześniej wątpliwości. Napastnik miał również polecić swojej bratowej skrępować dzieci i przez kilka godzin przetrzymywał je jako zakładników.

Bardzo smutnym jest fakt, że Michał był członkiem klubu strzelectwa sportowego, posiadającym odpowiednie licencje na broń palną.

W międzyczasie, prokuratura z Kluczborka prowadzi śledztwo, a dalsze informacje mają zostać ujawnione po przesłuchaniu ocalałej kobiety. Na obecnym etapie jej samopoczucie uniemożliwia to.

Sąsiedzi są w szoku: "Nic nie słychać było, nie spodziewaliśmy się tego!"

Miejsce tragedii to jeden z domów jednorodzinnych na spokojnych obrzeżach Namysłowa. Jak informują okoliczni mieszkańcy, rodzina z reguły była cicha, a wszelkie przejawy niepokoju nigdy nie były zauważane. Pani Jolanta, która mieszka blisko, potwierdziła: "Nic nie słyszeliśmy, a dopiero rano zobaczyliśmy policję."

Sąsiedzi wspominają, że nie było żadnych wskazówek o możliwościach przemocy w tym spokojnym sąsiedztwie. Pan Zbigniew, lokalny przedsiębiorca zaznacza, że Michał K. nie mieszkał tam na stałe, a przybył do rodziny z Irlandii, gdzie spędził kilka lat. Jego motywacje pozostają w sferze spekulacji i będą badane przez odpowiednie służby.

Jak podkreślają lokalne źródła, cała sytuacja jest trudna do zrozumienia i pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi.