Świat

Niewyobrażalna tragedia. Po zbrodni śmiała się i klaskała. "Była taka szczęśliwa"

2024-11-17

Autor: Magdalena

W dniu wyborów, gdy stało się jasne, że Donald Trump odzyska Biały Dom, doszło do tragicznych wydarzeń. Corey Burke wpadła w szał i stała się sprawczynią zbrodni. Powodem jej ataku był spór o zgaszenie światła, który przerodził się w brutalną tragedię.

Z relacji policji wynika, że Corey, używając małego kilofa do lodu, zaatakowała swojego ojca, podcinając mu nogi. Gdy leżał na podłodze, wielokrotnie go ugryzła i zadawała mu ciosy tępymi oraz ostrymi końcami narzędzia.

To nie był koniec jej brutalnych działań. Po dokonaniu zbrodni zaczęła demolować dom, wybijając wszystkie okna, co później usprawiedliwiała jako "akt wyzwolenia". W rozmowie z policją przyznała, że jej czyny miały na celu pomóc innym zrozumieć, jak zerwać toksyczne więzi z rodzicami.

Podczas zatrzymania przez funkcjonariuszy Burke została znaleziona z krwią na twarzy, a jej euforia objawiła się klaskaniem, ponieważ jak stwierdziła: "była... taka szczęśliwa".

Początkowo kobieta zaprzeczała swojemu udziałowi w zbrodni, jednak później ujawniła, że miała napięte relacje z ojcem. Zwycięstwo Trumpa, które dla wielu było radosnym momentem, dla niej stało się punktem zwrotnym, który doprowadził ją do skrajnych reakcji.

Obecnie Corey Burke postawiono zarzuty morderstwa pierwszego stopnia, a sędzia ustalił kaucję na 2 miliony dolarów, co stanowi warunek jej tymczasowego zwolnienia.

Jakie będą dalsze losy kobiety, która w przeszłości miała ambicję pracować nad rozwojem technologii kosmicznych? O tym zadecyduje ława przysięgłych. W stanie Waszyngton, w którym miała miejsce zbrodnia, maksymalną karą za morderstwo jest dożywocie, a wykonywanie wyroków śmierci zostało wstrzymane kilka lat temu.

Czy zbrodnia Burke to tylko wynik osobistych dramatów, czy może symptom głębszych problemów społecznych? To pytanie, które wymaga refleksji w obliczu tak tragicznych zdarzeń.