W Nowym Tomyślu na początku listopada miała miejsce tragiczna sytuacja, w wyniku której zmarła trzyletnia dziewczynka. Do szpitala trafiła z objawami zatrucia, a jej matka oraz siostra również wymagały hospitalizacji. Policja otrzymała zgłoszenie o tym zdarzeniu 6 listopada, a śledczy szybko zaczęli badać okoliczności tego tragicznego wypadku.

Według ustaleń, na zewnątrz budynku, w którym mieszkała rodzina, umieszczono chemiczny środek na gryzonie, co mogło spowodować uwolnienie niebezpiecznych oparów. Oprócz tego, przeprowadzono sekcję zwłok, która na początku nie wykazała bezpośredniej przyczyny zgonu dziewczynki. W związku z tym śledczy zlecili dodatkowe badania.

Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, prokurator Łukasz Wawrzyniak, poinformował, że mimo braku jednoznacznych dowodów co do przyczyny zgonu, ojcu dziewczynki postawiono zarzuty narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu swoich dzieci. Z ustaleń wynika, że to ojciec umieścił tabletki z chemikaliami w przestrzeni między ścianą a ociepleniem budynku, co doprowadziło do uwolnienia toksycznego fosforowodoru, szczególnie niebezpiecznego dla zdrowia.

Mężczyzna nie przyznał się do stawianych mu zarzutów i odmówił składania wyjaśnień.

Dodatkowo, w związku z tą tragedią, pojawiły się kontrowersje wokół działań dyspozytora medycznego, który nie wysłał karetki na miejsce zdarzenia. W ocenie komisji powołanej przez wojewodę wielkopolskiego, decyzja ta była niewłaściwa i niewłaściwie przeprowadzono wywiad medyczny. Nie ustalono jednak, czy szybsze przybycie zespołu ratownictwa mogło uratować życie dziewczynki.

Ojciec zmarłej dziewczynki, w przypadku skazania, grozi kara do pięciu lat pozbawienia wolności. Sprawa budzi ogromne emocje w lokalnej społeczności i rodzi pytania o odpowiedzialność za zaniechania w ratowaniu życia dziecka. Z pewnością będą prowadzone dalsze działania dochodzeniowe, by wyjaśnić do końca tę tragiczną sytuację.