Tragiczna śmierć Jonasza Kofty: Zasłabł po zadławieniu w restauracji
2025-04-19
Autor: Ewa
Zadławił się golonką w warszawskiej restauracji
Jonasz Kofta, legendarny poeta i autor niezapomnianych piosenek, doznał tragicznego końca. 4 lutego 1988 roku, podczas spotkania w warszawskim SPATiF-ie z dziennikarką Martą Sztokfisz, zamówił golonkę. Niestety, kawałek mięsa utknął mu w gardle, co doprowadziło do dramatycznych zdarzeń.
Choć Kofta zemdlał, jego towarzysze nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji, sądząc, że żartuje. Dopiero po chwili, gdy zaczęła na nim pojawiać się sinica, zrozumieli, że potrzebna jest pomoc.
Chaos i błąd w ratowaniu
Pomoc medyczna dotarła na miejsce dopiero po trzydziestu minutach! W międzyczasie z pomocą przyszedł mu znajomy aktor oraz osoba, która próbowała reanimować go, błędnie sądząc, że doszło do zawału serca. Jak relacjonowała Zofia Czerwińska, to Ryszard Pietruski usiłował przywrócić mu życie.
Z dramatycznych relacji wynika, że medycy skupili się na masażu serca, zamiast usunąć przyczynę zadławienia. Gdy Kofta w końcu trafił do szpitala, wykryto uszkodzenie mózgu — lekarze nie mieli wątpliwości, że nawet w przypadku obudzenia, jego życie będzie w wegetatywnym stanie.
Zmarł po długich cierpieniach
Jonasz Kofta zmarł ponad dwa miesiące później, nigdy nie odzyskując przytomności. Jego tragiczna historia ukazuje, jak ważne jest szybkie i skuteczne udzielanie pomocy w porach niebezpieczeństwa.
Kiedy rozległ się dźwięk telefonów w okolicy, nikt nie spodziewał się, że na stracie wybitnego artysty stoi tylko chwilowa nieuwaga i brak odpowiedniej reakcji.
Pozostawiona spuścizna w kulturze
Kofta był autorem wielu znanych utworów, które przez lata cieszyły się ogromną popularnością w Polsce. Jego śmierć wstrząsnęła nie tylko rodziną, ale i całym środowiskiem artystycznym.
Pamięć o nim trwa w twórczości, która pozostanie w sercach wielu pokoleń. A jego tragiczna historia przypomina o kruchości życia i znaczeniu błyskawicznego reagowania w sytuacjach zagrożenia.