Karol Strasburger, znany polski aktor i prezenter, w młodości był utalentowanym sportowcem, który szczególnie pasjonował się akrobatyką. W latach 60. zdobył renomę w cyrku, gdzie jednym z jego najpopularniejszych numerów był tzw. "skok śmierci".

Ten niebezpieczny popis wymagał trzymania się metalowych linek, co przypominało skakanie na bungee. Niestety, podczas jednego z występów doszło do tragicznej awarii – linki pękły, a Strasburger z ogromną siłą uderzył głową o ziemię, co doprowadziło do chwilowego braku reakcji. "Na próbie wszystko wyglądało, jak powinno... Jednak te dwie stalowe linki pękły, kiedy się to wydarzyło" - relacjonował dramatycznie w programie Kanale Zero.

Na szczęście, dzięki odpowiedniemu ułożeniu ciała, udało mu się zminimalizować siłę uderzenia. Uderzenie barkiem i ręką pomogło mu uniknąć najpoważniejszych obrażeń czaszki. Po wypadku natychmiast przewieziono go do szpitala. Lekarze początkowo obawiali się, że mógł złamać kręgosłup, jednak ostateczna diagnoza wykazała wstrząs mózgu, pęknięcie nadgarstka oraz stłuczenie kolana. To zdarzenie stało się dla Strasburgera szokującą lekcją pokory.

W wyniku tego incydentu, Strasburger zrezygnował ze ścigania się i podejmowania ryzykownych wyzwań. "Z nikim już więcej nie będę się ścigał, bo przekonałem się, że życie jest zbyt krótkie na takie ryzyko" - podkreślał w rozmowie z Krzysztofem Stanowskim, zachęcając innych do przemyślenia swoich wyborów.

Mimo tragicznych doświadczeń, 77-letni aktor nie porzucił aktywności fizycznej. Obecnie cieszy się czasem spędzonym na kortach tenisowych, uprawia narciarstwo i jeździ na rowerze. Jego historia jest dowodem na to, że nawet po dramatycznych wydarzeniach można wrócić do formy i czerpać radość z życia.

Strasburger stał się inspiracją dla wielu, przypominając, jak ważne jest dbanie o bezpieczeństwo, nawet w dążeniu do pasji. Jego przestrogi z pewnością dotrą do młodszych pokoleń artystów, którzy marzą o wielkiej karierze w świecie cyrku i akrobatyki.