Macocha Zauchy w Nowej Hucie: "Będę stała, dopóki starczy sił."
2024-11-17
Autor: Katarzyna
Pani Anna Zaucha, emerytka z Woli Justowskiej, każdego dnia pokonuje 20 km, by sprzedawać krakowskie obwarzanki na placu Centralnym w Nowej Hucie. Mimo wieku i emerytury, nie wyobraża sobie innego życia. Jej poranna rutyna zaczyna się o 5 rano, gdy wyrusza do piekarni po świeże obwarzanki, które sprzedaje niezależnie od warunków pogodowych – z wyjątkiem dwóch ekstremalnych przypadków, kiedy temperatura spada poniżej -15 stopni.
Obwarzanki, które sprzedaje, różnią się od tych dostępnych w innych częściach Polski i łatwo je rozpoznać dzięki charakterystycznym cechom, takim jak nierówny kształt i ślady rusztu. Pani Anna twierdzi, że grube i gładkie placuszki, które można spotkać w innych miejscach, nie mają nic wspólnego z prawdziwym krakowskim smakołykiem. Jej klienci często przychodzą nie tylko by uzupełnić swoje zapasy przekąsek, ale także porozmawiać. Spędza z nimi czas, znając ich przynajmniej z widzenia.
Zauważa, że najwięcej pracy ma w poniedziałki, kiedy ludzie wracają do miasta po weekendzie, a ich obecność malała pod koniec tygodnia. Największy ruch w sprzedaży obwarzanków nawiązuje do wiosny i ciepłej jesieni. Gdy nadchodzi lato, ludzie decydują się po prostu na zimne napoje lub lody.
Pani Anna nigdy nie pomyślała, żeby porzucić swój interes, pomimo trudności, które jej towarzyszyły. Pomysł sprzedawania obwarzanków wziął się z jej rozmowy z mężem, Romanem Zauchą, który pracował jako piekarz. To on zasugerował jej, że mogłaby otworzyć taki biznes, podkreślając, że Nowa Huta jest w tej kwestii niezagospodarowana.
Wspomina czasy stanu wojennego, kiedy obwarzanki sprzedawane były nie tylko jako przysmak, ale także jako symbol przetrwania okresów politycznych zawirowań. Wówczas na placu Centralnym miała ze sobą misę z wodą, by ochraniać się przed gazem, i często musiała uciekać z wózkiem, gdy wybuchały bójki. Przetrwała niejedną trudność i pomimo wielu dramatycznych momentów, nadal czuje się związana ze swoim zajęciem.
Mimo dzisiejszych trudności finansowych związanych z niską emeryturą, Pani Anna mawia, że nie zamieniłaby swojej pracy na nic innego. Młodsze pokolenia nie są chętne do pracy na świeżym powietrzu, co sprawia, że ktoś taki jak ona, odnoszący sukcesy w prowadzeniu swojego interesu, jest radością. "Będę sprzedawać tak długo, jak starczy mi sił", podkreśla.
Jej historia nie byłaby pełna bez wzmianki o Romanie Zaucha, jej byłym mężu, który był również ojcem słynnego piosenkarza, Andrzeja Zauchy. To z jego winy Anna doświadczyła wielu trudności w swoim życiu prywatnym, w tym jego zazdrości, która wpłynęła na ich związek. Po rozwodzie z Romanem wyszło na jaw, że Andrzej Zaucha, utalentowany artysta, tragicznie zginął w 1991 roku w wyniku zamachu, co głęboko wstrząsnęło całą Polską.
Pani Anna wspomina, że dowiedziała się o śmierci Andrzeja przez telefon od siostry, która ostrzegła ją, aby uważała na siebie. To tragiczne wydarzenie wciąż jest świeże w jej pamięci, a ona sama kontynuuje życie ze wspomnieniami o bliskich, którzy odeszli. Pani Anna często odwiedza cmentarz, gdzie znane polskie osobistości spoczywają obok siebie, a jej serce wciąż krwawi do ludzi, którzy mieli znaczenie w jej życiu.