Kraj

Tragedia pod Łodzią: Zbrodnia, która wstrząsnęła społecznością, a świadkowie mówią: 'Myśleliśmy, że to polowanie na zwierzęta!'

2024-10-03

28 września miała miejsce tragiczna zbrodnia, która wstrząsnęła małą wieś pod Łodzią. Dawid M., mężczyzna z kryminalną przeszłością, od dłuższego czasu groził swojej byłej partnerce, Annie. Niestety, doszło do tragedii, gdy zaatakował auto, którym jechała ona z dwójką dzieci, koleżanką oraz nowym partnerem.

Po serii uderzeń ich samochód zjechał do rowu, dachował i uderzył w drzewo. Partner Anny zdołał wydostać się z wraku, ale Dawid M. dogonił go i brutalnie zastrzelił, oddając kilka strzałów w plecy i głowę. To zdarzenie zaszokowało lokalną społeczność, która przez długi czas nie mogła uwierzyć w to, co się stało.

W momencie, gdy dochodziło do strzelaniny, kobiety z dziećmi zdołały uciec i wbiegły do pobliskiego zagajnika, przebiegając około 300 metrów, zanim dotarły do domu pana Włodzimierza. Jak relacjonuje 79-letni mężczyzna: – Siedzieliśmy z synem na zewnątrz, gdy nagle usłyszeliśmy krzyki. Padliśmy na ziemię, a dzieci strasznie płakały. Szybko zaprowadziliśmy je do środka. Mój syn zadzwonił po pomoc – opowiada.

Pan Włodzimierz oraz jego syn nie mieli pojęcia, że są świadkami tak straszliwej sceny. Dopiero po tym, jak ich goście zaczęli opowiadać, co się wydarzyło, zrozumieli, jaką tragedię rozegrał się tuż obok.

W domu pana Włodzimierza trwało przesłuchanie, a poszkodowana rodzina spędziła tam wiele godzin, czekając na przybycie służb. Byli tak wstrząśnięci, że niewiele mówili, a ich mama była tak przerażona, że nie dodawała ani słowa.

Warto zaznaczyć, że to, co uratowało Annę i dzieci, to fakt, że w ich domu paliło się światło. Pan Włodzimierz podkreśla: – Zwykle włączamy tylko telewizor, ale dzięki temu, że było jasno, kobiety miały szansę znaleźć drogę do nas, by szukać pomocy.

Co się stało ze sprawcą? Po strzelaninie Dawid M. uciekł do Łodzi i ukrył się w mieszkaniu swojego kolegi. Następnego dnia popełnił samobójstwo na widok policjantów, strzelając sobie w głowę. Jego życie zakończyło się tragicznie, ale to nie zmienia faktu, że za jego czynami stoi historia pełna przemocy i niekontrolowanych emocji.

Dawid M. pochodził z Główna i prowadził zakład układający kostkę brukową. Jego problemy emocjonalne zaostrzyły się, gdy dowiedział się, że jego była partnerka zaczęła życie z nowym mężczyzną. Para miała wspólnego syna, co dodatkowo potęgowało frustrację sprawcy. Mieszkańcy znali go z jego porywczego zachowania i niejednokrotnie bali się z nim konfrontacji – wielu z nich unikało parkowania w jego pobliżu, obawiając się jego agresywnych zapowiedzi. Ta przerażająca tragedia przypomina nam, jak blisko sąsiedztwie może kryć się niebezpieczeństwo.