Trump pokazuje kontrowersyjny wzór na cła. Czy jego matematyka ma sens?
2025-04-03
Autor: Agnieszka
Podstawowa stawka ceł, które ogłosił Donald Trump, wynosi 10 proc. Jednak w praktyce dla wielu krajów zastosowano znacznie wyższe wartości taryf. Na przykład, państwa Unii Europejskiej obłożono cłami w wysokości 20 proc., podczas gdy import z Chin został obciążony aż 54 proc. Na Kanadę i Meksyk nałożono po 25 proc. Również samochody i części motoryzacyjne obłożono 25-proc. cłami. Dlaczego stawki różnią się w tak znaczący sposób?
Trump argumentował, że w przypadku wzajemnych ceł nałożył zaledwie połowę taryfy obowiązującej w danym kraju na towary importowane z USA. Wkrótce po ogłoszeniu tych decyzji, Biały Dom opublikował matematyczny wzór, który miał to uzasadniać. Okazuje się, że ma on niewiele wspólnego z wcześniejszymi deklaracjami Trumpa.
"Matematyka jest prosta: bierzemy deficyt w handlu towarami USA z danym krajem, dzielimy go przez eksport tego kraju do USA i przekształcamy w wartość procentową. Następnie zmniejszamy tę liczbę o połowę, aby uzyskać amerykańską 'wzajemną' taryfę celną, z dolną granicą 10 proc." - wyjaśnił Reuters.
Na ten rozdziewek zwrócił uwagę amerykański dziennikarz na platformach społecznościowych. Użytkownik James Surowiecki zauważył, że administracja Trumpa nie "dosłownie obliczała bariery taryfowe" w celu ustalenia stawek celnych. Zamiast tego podzielono deficyt handlowy z danym krajem przez import z tego kraju, a następnie pomnożono przez 0,5, uzasadniając, że Trump był "łagodny". Jeśli jednak deficyt handlowy lub import z danym krajem wynosił mniej niż 10 proc. lub występowała nadwyżka handlowa, nałożono stałą taryfę w wysokości 10 proc.
Prof. Witold Orłowski z Polskiego Radia zwrócił uwagę, że wyliczenia dotyczące ceł na produkty europejskie budzą wątpliwości. Zauważono, że obliczenia mogły obejmować inne opłaty, takie jak VAT, co pozwoliłoby na wyjaśnienie znacznego obciążenia.
Decyzja Trumpa wzbudziła wielkie kontrowersje i skrytykowana została przez wiele państw. Niemiecki minister gospodarki Robert Habeck ostrzegł, że "amerykańska mania ceł" może spowodować poważne szkody na całym świecie, a dla konsumentów w USA będzie to "dzień inflacji".
Francja otwarcie zareagowała, zapowiadając gotowość do wojny handlowej. Rzeczniczka rządu Sophie Primas powiedziała, że należy spodziewać się dwóch fal reakcji na amerykańskie cła - pierwsza to odpowiedź na taryfy nałożone na stal i aluminium, druga obejmie szerszy zakres dóbr i usług, w tym potencjalnie atak na amerykańskie usługi cyfrowe.
Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen podkreśliła, że cła są "poważnym ciosem dla światowej gospodarki". Dodała, że Unia Europejska kończy prace nad cłami o wartości 25 miliardów euro, ogłoszonymi w odpowiedzi na wcześniejsze podwyżki stawek na stal i aluminium. Wszyscy przywódcy UE zgodnie podkreślają znaczenie dialogu jako podstawy do rozwiązania konfliktów handlowych.
Z kolei szef Rady Europejskiej, Antonio Costa, stwierdził, że nadszedł czas na ratyfikację porozumień z Mercosurem i Meksykiem, podkreślając, że handel jest kluczowym motorem globalnego dobrobytu.
W odpowiedzi na decyzje Trumpa, Szwajcaria określiła amerykańskie cła jako "niezrozumiałe", ale jej rząd na razie nie planuje działań odwetowych.
Po ogłoszeniu decyzji dotyczących ceł, Trump z optymizmem przewidywał, że jego plan przyniesie "boom" w USA i przyciągnie inwestycje o wartości prawie 7 bilionów dolarów. Mimo jego zapowiedzi, rynki na Wall Street zareagowały negatywnie, a indeksy spadły, co wzbudziło wątpliwości co do skuteczności przewidywanych przez Trumpa pozytywnych efektów jego polityki handlowej.