Finanse

"Mój elektryk" to klapa! Dlaczego Jarosław Kaczyński miał rację? [OPINIA]

2024-12-19

Autor: Katarzyna

Program "Mój elektryk" od początku budził kontrowersje jako marnowanie publicznych pieniędzy, a nowa wersja programu, "Mój elektryk 2.0", wydaje się mało skuteczna. Polskie działania na rzecz wsparcia zakupu elektrycznych samochodów nie spełniają oczekiwań i nie realizują zakładanych celów. Choć na pierwszy rzut oka "Mój elektryk 2.0" wydaje się krokiem w dobrym kierunku, to jego warunki są wciąż nierzadko nierealne.

Wysokość dopłaty ograniczona do 18 750 zł w porównaniu do cen elektryków czyni z niej jedynie "miły dodatek", a nie kluczowy element w procesie decyzyjnym przy zakupie. Program ma na celu wsparcie prywatnych nabywców oraz jednoosobowych działalności gospodarczych, co jest słuszne, ale warunki jego realizacji pozostawiają wiele do życzenia.

Zdaniem Macieja Mazura, prezesa Polskiego Stowarzyszenia Nowej Mobilności, jedynie około 600 mln zł z zaplanowanej kwoty 1,6 miliarda złotych ma szansę na wykorzystanie, podczas gdy duża część funduszy będzie musiała zostać zwrócona do Brukseli.

Krytyka programu nasila się, gdy zwrócimy uwagę na to, że obecne regulacje nie tylko ograniczają dostęp prywatnych osób, ale także wykluczają firmy, które stanowią większość nabywców elektryków. Ocenia się, że zaledwie 3 proc. rynku samochodowego w Polsce stanowią auta elektryczne, co sugeruje, że brak skutecznej polityki rządowej znacząco wpłynął na ten stan rzeczy.

Na przykład, nowy program nie przewiduje dopłat dla osób chcących zakupić droższe modele elektryków, co skazuje wiele rodzin na korzystanie ze starszych, spalinowych aut. Sprawia to, że w praktyce, mniej zamożni klienci mogą czuć się wykluczeni, a elektryki pozostają poza ich zasięgiem finansowym.

Ponadto, jak zauważają krytycy, negatywnie postrzegana jest również konieczność zezłomowania starego samochodu, co wiąże się z dodatkowymi kosztami i skomplikowanymi procedurami. W Polsce, wielu nabywców elektryków ma także trudności z dostosowaniem się do małych modeli, które są jedynymi dostępnymi w niskiej cenie.

Nie można pominąć faktu, że rynek elektryków w Europie jest wspierany przez liczne programy dopłat. W Polsce natomiast, szereg reform wydaje się być kierowanych w błędzie, ponieważ brak zachęt do zamiany floty na elektryczną odbywa się kosztem środowiska oraz postępu technologicznego.

Niedawne analizy rynkowe pokazują, że rozwój stacji ładowania oraz inwestycje w infrastrukturę elektryczną są kluczowe dla wzrostu popularności aut elektrycznych. Dlatego, zamiast koncentrować się na małych dopłatach dla nabywców, rząd powinien pomyśleć o wsparciu rozwoju sieci ładowania i innej infrastruktury, która rzeczywiście ułatwiłaby przejście na elektromobilność.

Podsumowując, "Mój elektryk 2.0" wydaje się być niewystarczający, a jego nierealne warunki mogą zniechęcać potencjalnych nabywców. Rząd powinien skupić się na efektywnych i realnych rozwiązaniach, zamiast na powierzchownych działaniach, które mogą przynieść więcej szkód niż korzyści.