Sport

Oto brutalna prawda o polskich skokach. Thurnbichler przestał milczeć i ujawnia kulisy drużyny

2025-04-02

Autor: Andrzej

Marzec 2022 roku, Planica. Polscy skoczkowie dowiadują się od PZN o odejściu Michala Doleżala i wychodzą do dziennikarzy z jasnym przesłaniem: "Stoimy murem za naszym trenerem". W wywiadach piętnują decydentów ze związku, grożą końcem kariery i wspominają, że nie mają pojęcia, co dalej. Po tym, jak związek nie wybrał "ich" trenera, wszczynają bunt. W efekcie Doleżal odchodzi do Niemiec, a skoczkowie muszą zaakceptować decyzję władz PZN.

W tym czasie Thomas Thurnbichler, austriacki trener, przyglądał się z boku sytuacji. Planując rozmowy z PZN, obawiał się jednak tego, co się dzieje w drużynie. Thurnbichler w pewnym sensie „podpisał wyrok” na siebie, podejmując decyzję o prowadzeniu polskiej kadry, która borykała się z kryzysem.

Alexander Pointner, byłe legendarny trener Austriaków, zdradził, że Thurnbichler nie potrafił odnaleźć się w tej skomplikowanej sytuacji. Po tym, jak Adam Małysz wyjechał z Planicy, obawiając się dalszego pogorszenia sytuacji, Thurnbichler napisał do Pointnera, że nie może przejść do Polski, zmieniając zdanie po dłuższym przemyśleniu.

Thomas Thurnbichler, przyjmując to wyzwanie, musiał mierzyć się z wieloma przeciwnościami, zarówno ze strony starych mistrzów, jak i z młodszymi skoczkami, którzy mieli pomóc w przezwyciężeniu kryzysu. Jego rola polegała również na zwróceniu uwagi na utalentowanych juniorów oraz na system szkoleniowy w Polsce.

Patrząc z perspektywy czasu, widać, że decyzja Thurnbichlera była ryzykowna. Już na początku dostrzegał, jak trudno zbudować zaufanie w drużynie, a jego starania o poprawę atmosfery w zespole wydawały się niewystarczające. W 2025 roku Thurnbichler przyznaje, że musiał zaakceptować swoje niepowodzenia. Wspólny cel, jakim były olimpijskie igrzyska, stał się już wątpliwy.

Z dniem 1 stycznia, po opublikowaniu na Sport.pl tekstu o kryzysie w polskich skokach, strona publiczna zaczęła dostrzegać głęboki problem w drużynie. Mimo że Paweł Wąsek osiągał zauważalne sukcesy, oczekiwania wobec reszty zawodników nie były spełnione. Stało się jasne, że Thurnbichler nie kontrolował drużyny, a relacje między zawodnikami były w kryzysie.

Problem nie polegał jedynie na braku sukcesów, ale również na tym, że skoczkowie pozostawali w przeszłości, a ich filozofia skakania nie była dostosowana do aktualnych standardów. Polskie skoki zaczęły stać w miejscu, wystawiając na próbę zarówno umiejętności Thurnbichlera, jak i przyszłość dyscypliny w Polsce.

Thurnbichler jednoznacznie wskazał problem z techniką swoich podopiecznych i podkreślał potrzebę zaadaptowania nowoczesnych rozwiązań. Mimo prób poprawy, jednak nie wszystkie zmiany były wdrażane skutecznie, co obniżało konkurencyjność skoczków na arenie międzynarodowej.

Mówiąc o sytuacji w skokach w Polsce, Thurnbichler zauważył, że nie można ignorować kultury pracy oraz negatywnego wpływu, jaki miały na zespół silne osobowości starych mistrzów.

Niestety, pomimo wsparcia sponsorów i Ministerstwa Sportu, nowe twarze w pochmurnej atmosferze polskich skoków pozostają w cieniu starych gwiazd. Zdecydowana większość wsparcia medialnego i reklamowego przypadałaby Dawidowi Kubackiemu, Kamilowi Stochowi i Piotrowi Żyle – jednocześnie stawiając nowe talenty w trudnej sytuacji.

Wydaje się, że przyszłość polskich skoków staje przed poważnym wyzwaniem. Optymizm o długofalowej strategii oraz rozwój młodych skoczków mogą być kluczowe dla utrzymania zainteresowania sponsorów. Przemiany i inwestycje w młodzież są niezbędne, ale niestety obecny kryzys sprawia, że wiele osób zastanawia się, co będzie, gdy doświadczone nazwiska w końcu odejdą. Czy nowi zawodnicy, którzy jeszcze nie stawali na podium, będą w stanie zapełnić tę lukę? To kluczowe pytanie, które polskie skoki muszą rozwiązać.