Zabranie dzieci na wakacje w trakcie roku szkolnego: "Mogę stracić pracę przez absurdalne przepisy"
2024-11-24
Autor: Michał
Natalie Saunders, matka z West Sussex w Wielkiej Brytanii, postanowiła zabrać swoją córkę na wakacje do Turcji po wyjątkowo atrakcyjnej cenie – cała podróż kosztowała jedynie 900 funtów, co przekłada się na około 4600 złotych. To była jej pierwsza taka decyzja w trakcie roku szkolnego. Zdajac sobie sprawę z ryzyka, że za sześciodniową nieobecność córki w szkole grozi jej grzywna w wysokości 60 funtów, Natalie podjęła decyzję, że warto ponieść ten koszt w zamian za tańszy wyjazd.
Ku zdziwieniu matki, po powrocie nie otrzymała żadnej informacji o nałożonej karze, co skłoniło ją do przekonania, że udało jej się uniknąć sankcji. Jednak kilka tygodni później dostała wezwanie do sądu w związku z nieopłaconą grzywną. Zgodnie z brytyjskim prawem o edukacji z 1996 roku, rodzice są odpowiedzialni za regularne uczęszczanie swoich dzieci do szkoły i muszą mieć uzasadnienie dla każdej nieobecności. Teraz Natalie musi stawić czoła sprawie sądowej, która może zaszkodzić jej karierze, a dodatkowo grozi jej grzywna w wysokości 1000 funtów.
Natalie wyjaśniła w rozmowie z mediami, że jako matka była przekonana, że jej córka, będąca dobrym uczniem, miała prawo do kilku dni wakacji. „Moja córka ma tylko osiem lat i w tym czasie nie miała żadnych ważnych testów ani sprawdzianów. Podejrzewałam, że to tylko sześć dni, a nie sądziłam, że sprawy potoczą się w taki sposób” – powiedziała w wywiadzie.
Dodatkowo, matka podkreśliła, że w jej okolicy pojawiały się doniesienia o problemach z pocztą i kradzieżach paczek, co rodziło pytania o rzetelność dostarczanej korespondencji. Gdy w końcu otrzymała informację o grzywnie, było to po wielu tygodniach, a sama informacja była datowana na dwa miesiące wcześniej. „Z powodu całego tego bałaganu powiedziano mi, że lepiej przyznać się do winy w sądzie, ale ja nie czuję się winna, ponieważ nie miałam możliwości zapłaty kary, bo nie dotarła do mnie żadna informacja” – stwierdziła.
W obronie Natalie stanął lokalny poseł, który zaznaczył, że najważniejsze jest dobro dziecka i że w tej sytuacji należy przyjrzeć się absurdalnym przepisom, które karają rodziców za starania o oszczędność przy planowaniu wakacji. Cała sprawa pokazuje, jak skomplikowane mogą być przepisy dotyczące edukacji w Wielkiej Brytanii, które w praktyce zagrażają rodzicielskim decyzjom o organizacji czasu dla dzieci.