Fala zachorowań na krztusiec, znany również jako koklusz lub studniowy kaszel, wzbudza coraz większe zaniepokojenie. Zakaźna choroba bakteryjna układu oddechowego rozprzestrzenia się głównie drogą powietrzno-kropelkową, co czyni ją wyjątkowo niebezpieczną w zatłoczonych miejscach, takich jak szkoły i przedszkola.

Eksperci przewidywali skok zachorowalności już przed pandemią COVID-19, jednak w 2020 roku liczba przypadków znacząco spadła z powodu wprowadzenia lockdownu. Obecnie zauważalny wzrost przypadków to wynik powrotu społeczeństwa do normalnych interakcji społecznych. Zdaniem prof. Anety Nitsch-Osuch, pediatry i konsultantki wojewódzkiej ds. epidemiologii, istotnym czynnikiem jest też to, że szczepionki, które chronią przed tą chorobą, nie zapewniają dożywotniej odporności. "Z czasem, po szczepieniach w dzieciństwie, tracimy zdolność do efektywnej walki z tą chorobą" – zaznaczyła.

Z tego względu dorosłym zaleca się przyjmowanie dawek przypominających co 10 lat. Niestety, wiele osób zaniedbuje te zalecenia, a rodzice często rezygnują z obowiązkowych szczepień dzieci, co może prowadzić do wzrostu zachorowalności w przyszłości.

Krztusiec to szczególne zagrożenie dla niemowląt i noworodków, u których choroba ta może prowadzić do poważnych powikłań, a w najgorszym przypadku nawet do śmierci. Historyczne dane z Polski sprzed wprowadzenia szczepień w 1960 roku wskazują, że śmiertelność wśród noworodków wynosiła od 6 do 8 procent – to alarmująco wysoki wskaźnik.

Aby ograniczyć falę zachorowań, konieczne jest zwiększenie liczby szczepień oraz przyjmowanie dawek przypominających przez dorosłych. Ważnym krokiem jest również szczepienie kobiet w ciąży, które od 15 października br. mogą skorzystać z bezpłatnej szczepionki. Pamiętajmy, że zdrowie najmłodszych jest w naszych rękach – nie tylko przez organizację szczepień, ale także przez dbanie o ich zdrowie i bezpieczeństwo. Wszyscy powinniśmy mieć na uwadze, że nasze decyzje mogą wpłynąć na przyszłość zdrowotną całych społeczności!